Rozumiem to tak, że każdy rodzi się inny. Nikt nie jest taki sam, każdy inaczej wygląda, ma inne zachowanie, charakter, styl mówienia czy chodzenia. Każdy jest inny, oryginalny. Lecz niektórzy idą w ślady innych. Chcą wyglądać jak ta osoba, zachowywać się, lubić to samo, robić to samo, być jak ta osoba. Ktoś się rodzi, ktoś umiera… Wielki finał serialu “Przysięga” zbliża się wielkimi krokami. Ostatni odcinek tureckiej telenoweli zostanie wyemitowany jeszcze w marcu, a to oznacza, że widzowie jeszcze tylko przez kilka dni będą mogli śledzić losy swoich ulubionych bohaterów. Co się robi, kiedy umiera ktoś, kto był zawsze i nigdy się nie zmieniał? Nie wiem. Z soboty na niedzielę odszedł mój trener, z którym trenowałam od końca mojej podstawówki do października przed rozpoczęciem studiów. Trener, z którym jeździłam na zawody, obozy, z którym widziałam się pięć razy w tygodniu i który cały Vay Tiền Nhanh. 31 grudnia Kolejny dzień życia Ktoś ma urodziny Ktoś imieniny Ktoś się rodzi Ktoś umiera Większość oddaje się Świętowaniu końca Witaniu początku A przecież życie To wieczność Umowność i iluzoryczność Zasłaniać chcą tu i teraz Oddalić od świętowania Każdego dnia Nie tylko 31 grudnia Nie uda im się Życie jest niekalendarzowe Jest tu i teraz Trwa Ireneusz Bodo, Przed przesileniem Ponury czas Oddala nas Od gwaru dnia Od szumu myśli Chce się tylko być Nic już nie potrzeba Oprócz ponurego nieba Odchodzę hen By trwał mój sen Gdzie jestem pełny Gdzie wszystko mam Bo w duchu trwam Śnić nadal chcęIreneusz Bodo, W cichości Tyle się dzieje wokół Wydarzenia Mistrzostwa Na pozór życie tętni Ja i tak wolę Swoje życie w środku Niewidoczne Niegłośne Przeżywane bardzo głęboko Niekrzykliwe I pięknie by było I wspaniale Bardzo bym tego pragnął By to życie się wylało Na zewnątrz Ból to bowiem wielki Mieć coś tylko dla siebie Ireneusz Bodo, Pamięci "Barteza" Co sensem życia jest Co nie jest Czy warto żyć Czy nie warto Komu ufać Komu nie Czym jest miłość Czym bycie tu i teraz Gdy ktoś odchodzi Stawiam te pytania Czuję, że życie ma sens Smutno mi jednak Kiedy ktoś go szuka I odchodzi w drodze do niego Bo być może nikt mu nie pomógł w drodze Nikt mu też może nie powiedział Że jest ważny Jedyny Niepowtarzalny Możemy pokazywać drogę Być światłem Nie robimy tego Jest nadzieja Że po tamtej stronie Znajdzie pomoc i sens Oby tak się stało Ireneusz Bodo, Lublin, 9 grudnia 2016 Droga życia Ile dni za mną Ile chwil przeżytych Ile nocy nieprzespanych Ile pieśni zaśpiewanych Ile smutku Ile radości Ile pokoju Ile lęku Nie potrafię policzyć Otwieram się na nowe Niech nadejdzie niespodziewane Niech życie mnie znowu zaskoczy Ubiorę się w jego nowe szaty Pójdę na wesele Już nie będzie mi smutno Przejdę kobiercem Na drugą stronę Księżyca Ireneusz Bodo, Warto czekać Przyszedł ból Trawił mnie Nie pozwalał myśleć Nie wytrzymywałem Tak jak przyszedł Tak i odszedł Że aż zapomniałem Iż go miałem Warto było czekać Przeczekać Wytrzymać Po nocy przychodzi dzień Po bólu przychodzi Radość Że ból ustał Zawsze warto czekać Na lepszy czas Nawet Gdyby był krótką chwilą Po długim Bolesnym Czekaniu Ireneusz Bodo, Lublin, 01:08 Myślałam, że to przeze mnie zachorował mój tata. Ta myśl nie pozwalała mi cieszyć się ciążą. Dobrze, że mój tata zdążył jeszcze zobaczyć wnuka. Przeczytaj historię Katarzyny. Katarzyna Moskała-Czernek/ praca konkursowa Dzień 23 sierpnia 2010 r. zapamiętam na długo – to właśnie wtedy zrobiłam test ciążowy, który pokazał dwie kreski. Ucieszyłam się bardzo, mimo że z mężem dopiero myśleliśmy o drugim dziecku. Jednak ono samo wybrało sobie termin przyjścia na świat. Jednak radości towarzyszył też smutek – dwa tygodnie wcześniej ginekolog wykryła u mnie torbiel na jajniku i jakiegoś guza na tarczycy. Na szczęście szybko okazało się, że guz na jajniku wchłonął się, a wyniki badań hormonu tarczycy miałam w porządku; musiałam być tylko pod kontrolą endokrynologa. Mogłam więc w pełni cieszyć się ciążą. Wiadomość o chorobie taty zwaliła mnie z nóg Co prawda od początku męczyły mnie mdłości i zamiast tyć chudłam, jednak pocieszałam się, że w końcu to minie. Tak też się stało – skończyłam I trymestr i dolegliwości ustąpiły. Zaczęłam myśleć, jak to będzie, gdy pojawi się nowy członek rodziny. Tak mijały sobie kolejne miesiące, aż nadszedł 18 luty 2011 r.. Mój tata trafił do szpitala z bólem brzucha. To był piątek, w sobotę tata był operowany, a to co usłyszeliśmy po operacji, zwaliło nas z nóg. Okazało się, że tata ma guza trzustki, który niestety nie nadaje się już do usunięcia, były też przerzuty. Pozostało mu kilka miesięcy życia... Ta choroba to przeze mnie?! To, co działo się później, pamiętam jak przez mgłę. Byłam w takim szoku, że nie mogłam się uspokoić. Obwiniałam się o tę chorobę. A dlaczego? Może to wyda się głupie, ale gdy byłam w pierwszej ciąży, tata również poważnie zachorował. Tak więc, gdy teraz usłyszałam tę diagnozę, stwierdziłam, że to moja ciąża przynosi pecha. Teraz myśląc o tym, wiem, że to było głupie myślenie, ale wtedy krzyczałam tylko, że nie chcę być już w ciąży. Następne dni były bardzo ciężkie. Z jednej strony musiałam dbać o siebie i nie denerwować się, bo stres mógłby spowodować przedwczesny poród (byłam wtedy w 30. tygodniu ciąży), z drugiej strony każdy kolejny dzień oczekiwania na decyzje dotyczące tego, co dalej z leczeniem taty, sprawiał, że miałam już wszystkiego dość. Zamiast cieszyć się ciążą, zamartwiałam się o tatę i modliłam o to, żeby wyznaczony termin porodu nadszedł jak najszybciej. Kiedy urodzę? W końcu zaczął się kwiecień i liczyłam na to, że może poród rozpocznie się wcześniej, bo według badania USG dziecko było o 2 tygodnie starsze niż wskazywał na to wiek wyliczony na podstawie ostatniej miesiączki. Jednak nic nie wskazywało na to że urodzę wcześniej – tydzień przed terminem porodu pani doktor stwierdziła, że oczekiwanie na poród może być długie. Święta wielkanocne upłynęły pod znakiem skurczy, które jednak ani nie były regularne, ani mocne, więc uważałam że są to dopiero skurcze przepowiadające. Jednak we wtorek skurcze znów się pojawiły i maluch mało się ruszał. Poczekałam na męża (wracał z pracy) i pojechaliśmy do szpitala. Mój brzuch zrobił na personelu szpitalnym duże wrażenie, od razu zrobiono mi badanie USG, na którym wyszło, że dziecko waży około 4800 g. Zakłady lekarzy: ile waży moje dziecko? Przyjęto mnie na patologię ciąży, bo miałam już rozwarcie na trzy palce. Byłam tam tylko 15 minut, bo pojawiły się lekarki, by zapytać, czy zgadzam się na cesarskie cięcie. Zgodziłam się. Myślałam, że zabieg będzie wykonany następnego dnia, ale lekarki poprosiły, abym się spakowała i poszła z nimi na porodówkę. Byłam zaskoczona. Trochę musiałam na to cesarskie cięcie poczekać, bo trafiły się trzy niespodziewane zabiegi. W końcu przyszła kolej na mnie. Na sali operacyjnej było bardzo sympatycznie, lekarze i położne – mimo że był to ich 7 zabieg z kolei – ciągle żartowali, rozśmieszali mnie. Przyjmowali zakłady, ile mój dzidziuś będzie ważył. Miałam postawić wódkę tej osobie, która wygra. Cały czas się śmieliśmy, nawet nie zauważyłam, kiedy wyjęli ze mnie Szymonka. Synek ważył 4680 g i miał 62 cm długości. Mój tata zobaczył wnuka Donośny krzyk, który po chwili usłyszeliśmy, sprawił, że odetchnęłam z ulgą. Od razu pokazano mi maluszka, a widząc go, wzruszyłam się tak bardzo, że nie mogłam powstrzymać łez. W szpitalu byliśmy trzy dni. Mój tata bardzo się ucieszył, gdy zobaczył wnuka. Następnego dnia zmarł... Sprawdziło się powiedzenie, że ktoś na świecie umiera, by zrobić miejsce nowonarodzonemu. W sieci coraz częściej pojawiają się prośby o niepublikowanie zdjęć uchodźców, a nawet darów dla nich czy wolontariuszy. W niektórych instrukcjach dotyczących pomocy Ukraińcom też można wyczytać, by ich nie pokazywać, nawet jeśli się na to zgadzają. - Nie publikujmy zdjęć i nie ujawniajmy szczegółów, bo wróg wolnej Ukrainy i wolnego świata tak w Rosji, jak i w Polsce nie śpi. Nie chwalmy się skalą pomocy, nie szukajmy medialnego poklasku, nie grzejmy wizerunków w ogniu tej bestialskiej agresji. – napisał dwa dni temu prof. Piotr Łuszczykiewicz. I chyba to na jego post poniższym wpisem zareagował Tadeusz Skarżyński, przewodniczący Rady Miasta Kalisza. - Wiem że rozmaici „bardzo mądrzy” ludzie piszą żeby nie pokazywać wolontariuszy działających na rzecz uchodźców. Są głosem sumienia, domagającym się „skromności” od ludzi którzy angażują się w pomoc. A ja przekornie, mam to gdzieś. Bo dobro trzeba dostrzegać. – czytamy w poście Skarżyńskiego. Z mojej perspektywy, z jednej strony jako dziennikarza, a z drugiej osoby, która ma bezpośredni kontakt z uchodźcami, w tej sprawie trzeba zachować się … przyzwoicie. Mam wrażenie, że nadmierna troska o ich wizerunek jest objawem przedmiotowego traktowania uchodźcy. Uchodźcą się bywa. To nie status społeczny. Ci ludzie w Ukrainie mieli normalne życie, wielu z nich to wykształceni Europejczycy, obyci z internetem. Gdy przy granicy poznałem się z dwoma nastoletnimi chłopcami z dalekiej Ukrainy, pierwsze co, by znaleźć jakiś wspólny język, pokazałem im konto na Tik Toku Telewizji Kalisz, by po drodze pooglądali sobie trochę, by poznali miasto, do którego jadą. Oni naprawdę wiedzą jak działają socialmedia. A co w przypadku gdy uchodźca okazuje się być znaną instagramerką to ona prosi mało znanego, lokalnego dziennikarza z Kalisza o selfi na jej instastories? Też powinniśmy tego „biednego uchodźcę” uświadomić jakie to niebezpieczne? Tu jesteśmy wolniJesteśmy w wolnym kraju. Tu Ukraińcy mogą czuć się bezpiecznie. Publikacji zdjęć powinni się bać zwolennicy Putina i zwykli idioci, a nie wolni ludzi, Polacy i Ukraińcy. Wystarczy zachowywać się przyzwoicie. Każdy człowiek ma swoją godność i każdy, kto dziś niesie pomoc uchodźcom, bo tak po prostu trzeba, doskonale czuje granicę między „lansem” a szczerym pokazaniem tego, co obecnie robi, co zajmuje jego serce i głowę. Podzielenie się tym w sieci bardzo często zwiększa wsparcie – odzywają się zupełnie obcy ludzie, którzy oferują konkretną pomoc. Nie tylko materialną. Oferują swój czas, pomoc w formalnościach… Przyzwoitość ponadnarodowaWrogim siłom zależy, żeby Polacy byli podzieleni. I wpisami, w których krytykuje się tych, którzy pokazują swoją pomoc, a czasami po prostu w taki sposób wymieniają się oferowanym wsparciem, pomagamy w wewnętrznym rozbiciu Polaków. Chcesz w sieci pokazać swoje wsparcie i robisz to z szacunkiem dla uchodźców? Ok. Nie chcesz tego pokazywać? Też ok. Chcemy zdjęcie? Zapytajmy się o zgodę, tak jakbyśmy pytali Polaka, ładną dziewczynę, czy znanego sportowca. Przyzwoitość jest ponadnarodowa. To bardzo proste, bo mamy tych Ukraińców blisko siebie, podejdźmy i dobrze, dziś źleNie słyszałem głosów oburzenia i troski o wizerunek uchodźcy, gdy masowo byli fotografowani na przejściu granicznym polsko – białoruskim. Pamiętacie dzieci z Michałowa? Pamiętacie kobietę z kotem po 8 tys. kilometrów pieszej wędrówki? Czy ktoś pytał tych ludzi o zgodę na publikację zdjęcia? Są dwie zasadnicze różnice między wydarzeniami z granicy polsko – białoruskiej w 2021 a granicą polsko – ukraińską teraz. Ukraińskie rodziny uciekające przed rosyjskimi bombami stoją w długich kolejkach na przejściu granicznym i z cierpliwością znoszą trudy procedury przekroczenia granicy, nie rzucają w polskich pograniczników kamieniami, nie niszczą zabezpieczeń różnica być może tłumaczy zjawisko, które opisuję. Fotorelacje uchodźców z granicy polsko – białoruskiej miały w oczach świata pokazać Polaków jako bezduszny, ksenofobiczny i wrogi do obcych naród. A fotorelacje z granicy polsko – ukraińskiej pokazują o Polakach tradycja w praktyceZdarzają się idioci, maruderzy i hejterzy, ale oni wygłupią się na każdy temat, nie tylko ws. Ukraińców. Jednak w wielkiej swojej masie Polacy oddolnie i z własnej, prywatnej inicjatywy, utworzyli największą w Europie, nieformalną sieć wsparcia uchodźców, niespotykaną nigdzie indziej. Pozostawienie jednego miejsca przy stole na jeden wigilijny wieczór znane dotąd tylko z polskiej tradycji, to jest nic przy praktycznym zastosowaniu polskich obyczajów. Ludzie ofiarują „nieznajomym wędrowcom” nie talerz zupy a całe domy czy mieszkania. To dlatego większość zdjęć uchodźców pochodzi z naszych domów, z całkiem dobrze wyposażonych ośrodków pomocy a nie z dzikich obozowisk pod gołym niebem jak to bywa w innych państwach. I takie zdjęcia trzeba publikować. Nie dla chwalenia się pomocą, ale dla prawdy. Bo ona wcale sama się nie obroni, znamy to z historii, widzimy to po tym, co już dzisiaj piszą niektóre zachodnie media. Wojna w Ukrainie odebrała paliwo z frontu politycznej wojny polsko – polskiej i nie każdemu się to podoba, bo część polityków nie wie, co ze sobą w tej sytuacji zrobić. Stąd pojawiają się i takie wpisy:- Sorry, ale osobiście to bym z tą jednością narodową nie przesadzał. Musimy walczyć z putinizacją Polski - sądy, media, szkoły, pozycja w UE oraz obronić srebra rodowe przed sprzedażą obcemu reżimowi proputinowskiemu. – pisze na facebooku Dariusz Grodziński z Platformy Obywatelskiej. Długo myślałem nad komentarzem i mimo, że z ogromną łatwością przychodzi mi pisanie, w tym fragmencie nie wiem, jak to skomentować. Przechodzę więc koniec, żeby nie było zbyt optymistycznie. Kryzys migracyjny będzie się nasilał, stajemy przed dużym i długotrwałym wyzwaniem. Tutaj nie pomoże wrzucenie pieniążka raz w roku do puszki, bo ludzie jeść muszą każdego dnia. Rozkładajmy pomoc i własne siły w dłuższej perspektywy i włączajmy Ukraińców do życia naszej lokalnej społeczności. To już na szczęście się dzieje. W Kaliszu ukraińskie dzieci rozpoczynają naukę, Ukraińcy pytają o pracę. Rytm normalnego dnia życia w nowym, bezpiecznym miejscu najlepiej leczy wojenną traumę.

ktoś się rodzi ktoś umiera